|
Chciałem pojechać z muchą na lipienie, ale w końcu wylądowałem na jeziorowych płociach.
Pewnie, to już symptom zbliżającej się starości, a może po prostu - brak lipieni?! Tak, czy siak,
siedzę sobie wygodnie na brzegu tajemnego jeziorka, gdzie 30 cm płocie, to normalka. Właśnie
przygotowałem zanętę i zabieram się do montowania zestawu spławikowego. Nagle, kątem oka,
widzę ruch i szelest w poszyciu sosnowego lasu dochodzącego prawie do samej wody. Z liści
wychodzi biegacz fiołkowy i pewnym krokiem zmierza w kierunku zanęty rozsypanej po
piszczystym brzegu jeziorka. Tupię i dmucham na intruza, który nic sobie z tego nie robi. O,
właśnie przyssał się do okazałej grudki. Widocznie, ta pasza smakuje nie tylko rybom?! Zajęty
łowieniem, nie zauważyłem, kiedy biegacz przybrał rozmiar małego jeża, a za chwilę dorodnego
kota. Właśnie dobiera się do reszty zanęty pozostawionej w wiaderku. Dyplomatycznie
opuszczam miejsce połowu, bo chrząszcz przybrał niepokojąco duże rozmiary. Może moja
pasza mu nie wystarczyć? Kur..a, to już nawet na płociach nie ma spokoju!!! Zrywam się z łóżka
oblany zimnym potem. Ufff! Dobrze, że to niedziela. Gdzie by, tu pojechać na rybki?
|