|
Pewnego razu na fajnym zalewowym okoniowym łowisku, stanąłem przy wędkarzu, który co
chwiala na fioletowego twistera wyciągał różnej wielkości okonie, ładując je skrupulatnie do
wielkiej sadzosiatki, która falowała za nim przytroczona do pasa, bo staliśmy w wodzie. Po
chwili na zestaw muchowy, stosując dwie takie same mokre muchy (imitacje krewetki - metoda
powtórzenia bodźca) zacząłem skuteczne połowy. Brałem tylko ryby od 30 cm w górę. Koleś
spogladał na mnie podejrzliwie i w pewnej chwili powiedział, że jak napłynie żerująca ławica, to
można nałowić nawet kilkanaście kilo okoni, których w zalewie jest, co niemiara. On zawsze
bierze wszystkie i potem rozdaje sąsiadom, dostając za to alkohol i papierosy. Po 1,5 godzinie
miałem kilka niezłych patelniaków. Natomiast koleś miał w siacie około 8-10 kg okoni. Odchodząc
zacząłem go umoralniać. Skwitował krótko - "Panie, a Pan to chyba nie z tej bajki, a na pewno
nie z naszej wioski". Na pewno miał rację. Odszedłem ze spuszczoną głową. Mimo kapitalnego
miejsca, długo już tam nie pojadę. Tak, że różne są bajki.
|