|
Panie Jerzy, wiem, że lubi pan długie polemiki, ale po co odkrywać Amerykę.......
Jeśli chodzi o rybactwo śródlądowe, to mamy dwie twarze. Potęgi w akwakulturze i zaścianka w rybactwie śródlądowym.... ciutkę lepiej jest w rybołówstwie. Nie znaczy to, że nie mamy dobrej klasy naukowców, tylko słabą mają siłę przebicia...... Na dodatek większość naszych badaczy głównie pracowała albo na rzecz FLOTY RYBACKIEJ i badała Antarktykę, Pacyfik itp "okolice" Polski.... druga zaś część od lat pracowała na rzecz rozwoju akwakultury i chwała im za to....
Problem pojawił się, gdy wyszło na jaw, ze mamy wielką czarną dziurę w rzetelnej wiedzy o własnych zasobach w wodach naturalnych, na których cichaczem przetrwało średniowiecze rybackie....... i próbuje dorżnąć dzikie ryby, gdzie się da.... stąd na "pstrągowe" zbiorniki u nas, nawet, gdy maja wodę dobrą dla pstrąga, bym, nie liczył..... i lepiej ten temat zakopać, zanim podejmą go inni "użytkownicy wód, jako argument za zabudową rzek....
Na szczęście szanujący się hodowcy mają przyklejonego "rabusia dzikich wód" coraz bardziej dość i jest nadzieja na rozwód w tym dziwnym związku.......
Szanowny Panie Arturze,
Polemiki stają sie długie, kiedy rzeczowość i merytoryczne kwestie zderzają się z marzeniami i dywagacjami na ich temat ... Zaś w Polsce wiele rzeczy trzeba odlrywać, bo nie da się ich wprost ekstrapolować "ze świata", jak nie da się wprost ekstrapolować założeń "stawowych" na rzeki i zbiorniki otwarte ... popadanie ze skrajności w skrajność nie służy ...
Niewątpliwie ma Pan rację z tą dychotomią, nawet jeśli to nasze "błotniactwo stawowe" nobilitować terminologią "światową" i nazywać "akwakulturą" ... jakoś ta nasza "zaściankowość" toczy się i grzęźnie od dziesięcioleci pod dyktando tych "dobrej klasy naukowców" ... Wielokrotnie toczyłem spory z ukształtowanymi przecież przez nich fachowcami, którzy chcieli załozenia gospodarki stawowej wprost stosować (i stosowali) w wodach otwartych ... Podobnie wiele uzasadnień dla tego, co jest w naszych wodach, wyszło i wychodzi z "mądrych głów" ...
Zaś związki między akwakulturą, nauką a wodami otwartymi nie zawsze oznaczają "dzikie ryby" ... częściej prowadzą do wypracowania optymalnych modeli gospodarczych, wolnych od ideologicznych założeń i uprzedzeń. Maroiusz na przykład lubi przytaczać swoje doświadczenia z Arkansas, gdzie "fishery management" oznacza wpuszczanie selektów, nawet o rozmiarach "rekordów świata" ... w tychże USA spore znaczenie uzyskuje, również wprowadzane pod nadzorem i we współpracy, introdukowanie "tygrysów" ... a jeszcze w innych miejscach truje się całe populacje "zmieszane", żeby reintrodukować "rodzime" populacje ... i każdy z tych efektów współłdziałania nauki, akwakultury, zarzadzania wodami otwartymi znajduje zastosowanie ...
Nieco inaczej, choć bardzo zdroworozsądkowo, podchodzą do gospodarowania Brytyjczycy, gdzie zarybianie (z wykorzystaniem akwakultury) jest prowadzone triploidalnymi "potokowcami", ewentualnie z dobrze wyselekcjonowanym "supportive breeding", przy wspieraniu naturalnego rozrodu dzikich populacji ...
Tylko jeszzce warunki funkcjonowania łowisk trzeba wziąć pod uwagę ... oraz siłe "socjoekonomiczną" środowiska i jego hobby, ale traktowanego w całości, a nie w wybranej, małej grupie entuzjastów ... Poniżej, w dyskusji o zakupach sprzętu, "siedzący po uszy" w tych zagadnieniach podsumowali tę "siłe" dośc jednoznacznie (a przy tym mało optymistycznie) :
"A z czego wnioskuję, że wędkarstwo muchowe jest niszą? Bo mam częsty kontakt z
producentami i dystrybutorami, bo czytam różne analizy, badania, bo wiem, ile mam wejść na strony i w jakich regionach na przestrzeni kliku lat i najważniejsze, wiem ile się sprzedało książki Adama Sikory na przestrzeni 20 lat.
Jeśli do tego dojdą producenci sprzętu, którego nie ma w Polsce to sam zobaczysz, że to jest baaaardzo niszowa dyscyplina wędkarska. Zauważ, że poza dwoma sklepami( Gawlik i Wilk)to reszta to są sklepy oferujące to co oni mają + sprzęt od dystrybutorów na wyłączność w Polsce. Te małe sklepy muszą walczyć o klienta zupełnie czymś innym niż te dwa duże. A dodatkowo, żeby się utrzymać, pracują gdzieś na etacie albo dorabiają jeszcze innymi usługami.
I na koniec. Kapitał. Jak go nie ma, nie ma rozwoju, zapewnienia ciągłości dostaw czy dobrej
obsługi.
Można by pisać bardzo dużo w tym temacie."
http://www.flyfishing.pl/mainforum/msg.php?id=127297&offset=0
Gdzie ma się rozwijać ta "nisza" i "kapitał" z nią związany? W kurczących się i relatywnie coraz mniej zasobnych rzekach, rzeczkach i rzeczułkach (bo chętnych przybywa, a wód - nie)? Jeśli ideologicznie zarzuci się pomysł powiększania wód "pstrągowych" o wody stojące czy te w zbiornikach zaporowych, to zjadanie własnego ogona w końcu wyczerpie "proste rezerwy" ...
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|