|
Jedno, co mogę powiedzieć, to, że druga strona znacznie lepiej się przygotowała od nas do tego spotkania. My, nie znając reguł gry, daliśmy się zagadać argumentami, które tylko pozornie są mocne. Nie wspomnę, że żeby w Sejmie pokazać prezentację, trzeba zamówić sobie projektor.......... Nie wiem, jak poczuliby by się wędkarze z Południa, gdyby, dajmy na to, na Dunajcu, cały rok działała grupa rybacka PZW i tłukła wszystko, co żyje, dbając o "słuszny" wymiar ryb- narybek wg. "operatu"....... Te miliardy "generowane" przez rybołówstwo w rzeczywistości są w znacznym stopniu nie wykorzystane, a jeśli już są, to podobnie jak w "Liderze", głownie zjadają je samorządy, a w wielu LGR są już działania prokuratorskie........
W koncepcji ministerstwa nie ma miejsca na wędkarstwo, jako sektor gospodarki..... dla departamentu jesteśmy równie "upierdliwi" jak kormorany.......
Z drugiej strony walka rybaków- użytkowników, patrząc na oficjalnie ujawnianą argumentacje ekonomiczną, jest całkiem nie zrozumiała, bo dokładają do interesu.......
Diabeł tkwi w skuteczności kontroli realnych ilości łowionych przez nich ryb......, to grzech całego sektora rybackiego, nie tylko u nas...... niemała część ryb idzie na czarno i dlatego tak walczą...... Czy nie jest kuriozum, że morscy rybacy mają limity połowowe, a śródlądowi nie?
Z dbałością o zachowanie naturalnych ichtiocenoz nie ma to nic wspólnego. W przypadku Mazur smaczku dodaje fakt, że ci rybacy działają pod szyldem PZW!!!!! To w końcu czyj jest ten związek? Wędkarzy, jak w nazwie, czy rybaków, jak widać po Mazurach?
|