|
Otóż, to właśnie. Najpierw należy zadać pytanie - Czy szanujemy siebie? Czy samo to, że
mianujemy się "muszkarzami" i mamy opanowane techniki i metody połowu na muchę
wystarcza, aby uważać się z elitę wędkarzy, czy tylko jetseśmy elytom? Wymienię kilka
według mnie negatywnych, ale jakże pospolitych postaw etycznych wynikających z tzw.
taktyk, mających na celu uchronienie przed zadeptaniem swojego łowiska, ale i nałowienie
się - nie patrząc na pozostałych wędkarzy:
- nie wypełnianie rejestrów lub wypełnianie ich fałszywie, aby nie zdradzić ile i gdzie
nałowiło się ryb. Część z muszkarzy "sparzyła" się w tej kwestii, bo zorientowała się, że
dysponenci tych danych wykorzystują je potem dla prywatnych celów wędkarskich lub
przekazują znajomym wędkarzom,
- celowo ustne przekazywanie kolegom błędnych informacji na temat połowów. To, już lepiej
będąc zapytanym, co połowiliśmy odpowiadać zdawkowo - "Eee, tam!". Dr Marceli
Kozłowski, nestor elbląskich pstrągarzy, miał zasadę - nigdy nie kłamać – twierdził, że robi to
z lenistwa, żeby nie musieć pamiętać, co komu wcześniej powiedział, gdyż ujawnione
kłamstwo psuje atmosferę wśród kolegów,
- łowienie w okresach ochronnych pstrąga i lipienia, tłumacząc sobie i innym, że przecież
wypuszczamy ryby, albo, że łowimy inne gatunki ryb. Natomiast, z premedytacją
nastawiliśmy się , np. pod koniec maja na łowienie lipieni, żeby potrenować,
- jeżdżenie bez opamiętania, niemalże codziennie, na łowisko, bo RAPR mi pozwala. W
zależności od charakteru wody, kilku-kilkudziesięciu takich zapaleńców potrafi zadeptać
łowisko dla innych,
- branie kompletów za każdym razem, kiedy się trafią, bo inni mi wyłowią, a poza tym RAPR
mi na to pozwala, itp.
Tak więc, żeby szanować siebie, trzeba też szanować innych użytkowników wędkarskich,
często naszych dobrych znajomych i kolegów.
|