|
Z tymi opłatami to bywa bardzo różnie, a tym samym z korzyściam z tytułu wpłat.
Przynajmniej z powdu braku ryb namiotowe miasta znikneły z dolnego dunajca.
Pozdro
Krzysztof
Tak, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. "Krakusy" i "Ślązaki" byli
można powiedzieć plagą okresu letniego na dolnym Dunajcu. Były to obozowiska
kilku, kilkunastoosobowe rozstawione wzdłuż rzeki na długich jej odcinkach i to przez
kilka czy nawet kilkanaście tygodni. Często było tak, że w ciepłych miesiącach nie
można było dostać się do wody. Tarnowianie bardzo nie lubili tych gości. Obiegowo
mówiło się, że woda po tych przybyszach nie nadawała się do łowienia, bo albo
wycięli wszystko do kiełbia włącznie (pamiętam jak przekonywał mnie jakiś Krakus ,
że nie ma lepszej zagrychy do wódeczki jak właśnie kiełb marynowany w oleju z
cebulką) albo przekarmili ryby. Największym wzięciem u nich cieszyła się jednak
świnka i brzana i o ile ta druga była ceniona wśród autochtonów o tyle świnka była
raczej niechętnie łowiona przez Tarnowian. Widok, dosłownie stert, łusek po
świnkach i brzanach był normalnym widokiem wokół takich letnich obozów.
|