|
To skąd te ryby w Nowej Zelandii, Patagonii, Tasmanii? Wszystkie z zarybień?
Piękne jest słowo klucz: może , ale ...
Dobre przykłady skutecznego "zawleczenia" gatunków "inwazyjnych" ... Jeszcze są na przykład sumy w Ebro, króliki w Australii czy jelenie albo jenoty na Nowej Zelandii ... A co z miejscami, gdzie takie "zawleczenie" się nie powiodło?
Ciekawe dane opublikowali Brytyjczycy w ramach badań prowadzonych przez naukowaców wspólpracujących z Environment Agency. Okazało sie, że po ponad stuletnim okresie zarybiania rzek hodowlanymi pstrągami wciąz populacje rozradzające się naturalnie są genetycznie "zanieczyszczone" tylko w 20-25%. W związku z tym wszelkie zarybienia od 2015r. mają byc przeprowadzane wyłacznie nieplodnymi, triploidalnymi formami "potokowców" ... (n.b. "zarybienie" oznacza tam zazwyczaj wpuszczanie wyrosniętych ryb, a nie wylęgu czy narybku)...
Istotne jest istnienie warunków do skutecznego tarła w środowisku ... jeśli ich nie ma, to ani rodzime, ani dzikie, ani hodowlane ryby nie powielą cyklu rozwojowego ... zaś jeśli są, to wydaje się, że te, które są "gospodarzami" w rzece radzą sobie najlepiej ... chyba, że znów - wszystkie ryby tego gatunku są z zarybie ń, a wcześniej ich nie było ... jak (kiedyś) lipienie w Sanie, które trafiły na sprzyjające (wówczas) warunki i mnozyły się dobrze ... w obecnych warunkach - już sama "obcość" nie wystarcza do utrzymania "inwazyjności" ... ani zarybienia nie pomagają zbytnio ...
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
|