| |
Tak to sobie przemyślałem...
Łososie i trocie w Polsce nie są z myślą o wędkarzach, ale to nie jest wina złego lobby zarybieniowego (jak niedawno uważałem), tylko charakteru naszej gospodarki i struktury zarobkowej w społeczeństwie, co z kolei wynika z wydajności pracy w Polsce (innowacyjności, automatyzacji procesów produkcji, usług itp). Lobby zarybieniowe tylko odpowiada na potrzeby tego rynku. Jak będzie inna Polska, to Ci sami ludzie, Ci sami specjaliści od ryb będą zapewniać inne potrzeby, np. wędkarskie.
Kraje słabiej rozwinięte tak mają - rozwój zaczyna się od produktów o niskimi stopniu przetworzenia (myśl, patenty, pomysły) i o surowce. Kraje wysoko rozwinięte surowce w dużej mierze sprowadzają, a u siebie stawiają na produkty o wysokim stopniu przetworzenia. Stąd wiele etapów sprzedaży, piramida wielokrotnej marży (kopalnia (zwykle gdzieś na antypodach) - huta - łożysko - samochód) i bogactwo. Jeśli chcemy mieć trocie i łososie w Polsce z myślą o wędkarzach, to najpierw musimy uwolnić wolny rynek z przepisów i podatków, a później pomnożyć majątek, aż w końcu gospodarka rybacka stanie się wędkarską 
Nie ma żadnej windy do sukcesu. To co piszą w prasie o wyprawach zagranicznych i kijach muchowych za 2500 zł nie jest dla zdecydowanej większości wędkarzy. To są bajeczki i oglądanie cudzego życia na ładnych zdjęciach (wciąż te same twarze z podobnymi rybami), które się w końcu znudzi... zresztą już się znudziło. Dlatego w Polsce na skutek małego udziału klasy średniej w społeczeństwie, nie ma szerokiej oferty dla wędkarzy. Nasza polityka z dedykacją dla rybaków to tylko efekt takiej a nie innej gospodarki. Nie ma sensu tego dziś przestawiać na wzorce zachodnie, tak samo jak nie warto zakładać kurtki zimowej na letnią plażę.
Jeśli dokonamy skoku cywilizacyjnego i będziemy mieli co miesiąc do wydania na luziku 1000 - 2000 zł, a wędkę średniej klasy będziemy mogli sobie kupić bez większego odkładania, to wtedy nasza gospodarka sama przestawi się z rybackiej na wędkarską. Na razie nie ma o czym mówić. Nie ma siły nabywczej na utrzymywanie mieszkań i agroturystyki jednocześnie więc ryby są - póki co - do jedzenia. Tak jest i po co ciągle o tym gadać.
Większość tych co sobie kupują dobry sprzęt i podróżują, to albo właściciele firm, albo młodzi, którzy zapieprzają poza granicami Polski. U nas jest ciężko i nic tego z dnia na dzień nie zmieni. Bieda jak sam skurwysyn... i z racji swego rodzaju naszego "snu na jawie" (niektórym się wydaje, że jesteśmy już w Europie), mamy takie zonki jak chęć przywrócenia wody nizinnej na Redze w Łobzie... bo my jako środowisko, żyjemy w zwyczajnym śnie na jawie o nokill, o OS-ach i innych bzdetach. Tak jakbyśmy sobie nie zdawali sprawy jakie ludzie mają w Polsce zarobki i ilu wędkarzy spławikowych przypada na jednego muszkarza.
Oczywiście warto dbać o rzeki i powrót łososia niezależnie od stanu majątku narodowego, jednak pomstowanie na system, że jest bardziej rybacki niż wędkarski, jest takim samym działaniem, jak wkurzanie się na to, że Polska jest biedna. No jest biedna i dlatego w Nadarzycach jadą po Piławie prądem, a nie wypoczywają muszkarze w gospodarstwach agroturystycznych. Rynek nie wytrzymałby tego ciśnienia, a jednak żadnego ciśnienia prawdopodobnie nie ma.... póki co rzecz jasna.
Jeśli ktoś chce pomóc, niech kupuje polskie produkty i wędki zamawia u polskich rodbuilderów, to przynajmniej kapitał w jakimś małym zakresie zostanie u nas w kraju.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek
|
