|
Przy okazji dyskusji o „żyłce”, gdzie głównym argumentem jej zwolenników jest naturalna, pożądana i konieczna ewolucja podnosząca skuteczność łowienia, doszedłem do wniosku, że taka postawa nie ma nic wspólnego z tzw. zrównoważonym rozwojem.
Uważam, że przy ciągle rosnącej presji ludzkiej na ekosystemy wodne, obowiązkiem każdego wędkarza i jego indywidualnym wkładem w zachowanie delikatnej i i tak już zachwianej równowagi przyrodniczej powinno być powstrzymanie się przed jej (presji) zwiększaniem, przy pomocy m.in. ograniczania skuteczności połowu.
Zwróć uwagę, że praktycznie każdy z nas jest wielkim przeciwnikiem kłusownictwa, zabudowy hydrotechnicznej, kajakarzy, offroadowców, kormoranów, wydr, szczupaków i innych niemile widzianych „użytkowników” wód górskich podczas gdy mało kto uświadamia sobie, że każdy z nas jest takim samym intruzem, tyle że z kartą wędkarską w kieszeni.
Jesteśmy nad coraz bardziej kurczącymi się wodami praktycznie cały rok w ilości setek tysięcy wędkarzo-dniówek a na niektórych łowiskach rozmiary tej plagi i jej wpływ na wody przekraczają wszystkie pozostałe. Pozwólmy by przynajmniej część ryb mogła odpocząć od naszych coraz skuteczniejszych przynęt i buciorów depczących brzegi i dno wzdłuż i wszerz.
Powstanie metody „żyłkowej” pozwalającej dobrać się do, nazwijmy to, stada podstawowego czyli ryb niedostępnych do tej pory dla istniejących metod w połączeniu z obowiązującymi zasadami przeprowadzania zawodów i całą tą zawodniczą mentalnością przeniesioną na łowienie rekreacyjne jest zaprzeczeniem idei o której piszę.
PS. Na marginesie. Myślę, że zdecydowana większość krzykliwych zwolenników tej metody to urodzeni 20 lat za późno „młodzi gniewni”, którzy chcą sobie po prostu połowić ostatnich pstągów i lipieni za 150 zł/rok, czemu w sumie się nie dziwię. Już nie ma tych rójek co kiedyś, by móc tak jak dawniej praktycznie cały dzień „przesuszyć” lub „przemokrzyć” nad Dunajcem czy Sanem. Ostatnie miarowe egzemplarze zeszły „do podziemi”, żywiąc się jakimś trudnym do identyfikacji mikro-robactwem, więc „żyłka”, na nieszczęście, powstać po prostu musiała.
|