|
Nie pitolcie mi o rzutach muchowych w metodzie żyłkowej. To taczej „krakowska śmiganka” bez spławika w wersji hi-tech ultralight z przynętą skłądającą się wagowo w 99% z metalu.
Dorabiacie ideologię i bronicie metody która:
Powstała na potrzeby robienia wyników na zawodach, rozgrywanych często na maksymalnie przetrzepanych z miarowych ryb wodach i przy obniżonych wymiarach,
W połączeniu z kulkami wolframowymi uzbrojonymi w haczyki i ozdobionymi jakimiś tam piórkami pozwala, nie powiem, że nie finezyjnie, dobrać się do ryb niedostępnych dla „zwykłych” metod i je łowić, łowić, łowić do bólu. A potem wysypać zdjęcia do galerii, czekać na ochy i achy, ewentualnie stanąc na pudle i dostąpić zaszczytu zostania mistrzem sportu muchowego.
Z uwagi na jej postępującą finezję czyli ciągłę odchudzanie zestawów prowokuje coraz młodsze roczniki i nie ma znaczenia, że się je wypuszcza. Krótko: kaleczy niepotrzebnie coraz młodsze roczniki, nie niepokojone „normalnymi” metodami.
Jest o niebo skuteczniejsza od zwykłej nimfy bo można nią pogodzić pozorne sprzeczności a więc łowić lekko i jednocześnie daleko i głęboko jak również w pełni kontrolować spływ i dryf. Metoda, nie powiem, idealna tyle, że NIE NA NASZE LEDWO DYSZĄCE WODY I NIE DLA NASZYCH W 80% ZBURACZAŁYCH, ZDZICZAŁYCH, ŻĄDNYCH MIĘSA, POŻAL SIĘ BOŻE MUSZKARZY.
PS. Do Kolegi flytiers7: po ponad 30 latach latania z muchówką w ręku i łowieniu prawie wszystkimi metodami muchowymi, na większości wód w Polsce, mam prawo wypowiadać się w każdej kwestii dotyczącej muszkarstwa.
|