|
Ilość klientów na polskim łowisku pstrągowym urządzonym w naturalnej rzece (Sanu nie liczę, bo tam gdzie jest OS, to pstrąg i lipień są obcymi gatunkami, dawniej ich przecież nie było....) nie generuje zysków lecz tylko koszty. Z wieloletniej praktyki wiem, ze ilość dniówek równoważąca koszty to albo około 3000 i więcej, albo 500 i mniej. A przez większą część ostatnich piętnastu lat gospodarowania frekwencja była właśnie pomiędzy tymi liczbami.
Żeby ściągać klientelę i prowadzić reklamę, trzeba mieć gwarancję stabilności warunków interesu. Ja to czasami kupuję licencję na Dunajec komuś, kto się do mnie nad Rabę z zagranicy wybiera i jeszcze dodaję młodego wędkarza za przewodnika, bo mi wstyd, za śmieci, ciepłą wodę, uregulowane koryto itp. Jak ukazał się przyjazny artykuł o Rabie w niemieckim czasopiśmie, to w następnym pojawił się list od klienta, który uważał, że opisano nieprawdę, bo ryby nie brały, nie były wpuszczone, rzeka była uregulowana, w hotelu było zbyt głośno od dyskoteki, a w pensjonacie śmierdziało w ubikacji. Boże mnie broń przed klientami z zagranicy - to już sam wolę pojechać do Edynburga na ryby: tam jest i przyjemniej i taniej i strzelają do kormoranów, a w cenie licencji mam możliwość pływania łódką, a nie potykania się o kamienie i skały.
Bo żeby były ryby muszą być rzeki, a nie kanały. Zauważcie, że polskie OS-y są na tailwaters, na sztucznie ochłodzonych wodach poniżej zbiorników zaporowych. Też bez znaczących możliwości rozmnażania się. Sztuczne pstrągi na sztuczną muchę.
|