|
Jeżeli ryba jest to żeby żyć musi żerować. To pewne.
Przyczyn może być kilka, dla przykładu:
część populacji dobrze reagująca na najczęściej stosowane metody zostały przetrzebiona, a pozostała reszta z przyczyn np. genetycznych słabiej lub wcale nie reaguje na najczęściej stosowane wabiki i metody ich prezentacji. I może się okazać, że szarpanego koguta bije na głowę skutecznością zwykła jednostajnie prowadziona obrotówka.
ryby z jakichś przyczyn zmieniły zwyczaje (np. miejsca żerowania) i/lub dietę i powszechnie stosowane metody przestały być skuteczne. Przykładowo, próbujesz łowić sandacze tak jak do tej pory na tych sławnych 20 metrach, z dna na koguta, który imituje powiedzmy jazgarza a ryby podniosły się “w pół wody” i żerują na 20 cm leszczach.Okazuje się, że na dnie zaległa warstwa siarkowodoru, jakaś epidemia wybiła populację jazgarza a leszcz miał dobre tarło przez ostatnie lata i jest go do cholery na 10 metrach. Wtedy dobry trolling dużym, jasnym woblerem “w pół wody” może okazać się strzałem w 10. Itd, itp.
Ciekawe co widać na sondzie? Ryby są tam gdzie zawsze czy je wymiotło?
Na szczęscie ryby wykazują pewną odporność na presję i czasami jest ich więcej niż sądzimy po wynikach wędkarskich. Przykładem są pewne mocno oblegane rzeczki pstrągowe, gdzie generalnie jest kiszka, zwłaszcza w lutym i marcu. Wszyscy mówią: “tu nie ma ryb”. A potem przychodzi taki dzień w maju gdzie z każdego dołka wyskakują ładne sztuki, których obecności nikt by się nie spodziewał.
|