|
No właśnie, przecież tych kiełbi, ślizów, kóz, piskorzy i minogów nie zjedli ani wędkarze ani kłusownicy. Może trochę też dołożyła faza? No ale przecież wszystkich tych rowów nie przejechano prądem, jest to w każdym razie mało prawdopodobne.
Ciekawe czy jest w Polsce jakaś literatura fachowa, publikacje naukowe na temat regresu tych gatunków ryb?
Myślę, że nie trzeba literatury. Zmiany jakie zaszły w naszych wodach i zlewniach (chemizm, zawiesina, charakterystyka webrań i niżówek, struktura dna rzek i stan roślinności wodnej, za i rozbudowa terenów przyległych itd itp) są takie, że tylko gatunki intensywnie zarybiane (pstrąg, troć, łosoś) lub mniej wymagające jako tako egzystują. Mniej "cenne gospodarczo" a wrażliwe padły lub padną niedługo. Z resztą sądzę, że już niewiele zostało nam czasu do momentu w którym nawet zarybienia niewiele pomogą. Pierwszy zaczął "wypadać" lipień, który mimo, że intensywnie wpuszczany zanika w większości wód. Wystarczy kilka burzowych lat z gwałtownymi opadami, zdwastowane zlewnie i dodatkowe uruchomienie erozji i spływu gleby (intensywne prace ziemne związane z rozwojem infrastruktury jako ciemna strona dotacji unijnych) i już niedługo się z nim pożegnamy w większości rzek. I nie pomogą dodatkowe zarybienia, nowe no-kille, oesy czy podwyższanie wymiaru. A potem, jak się nic nie zmieni, wypadną kolejne gatunki.
Wlasnie!
Nieoczyszczone scieki zabijaja flore bakteryjna, melioracja i inne budowle powodziowe niszcza naturalny system zasilania rzek w wode ( denne zrodla ) i pozostawiaja tylko wody powierzchniowe i fale powodziowe, ktore poteguja zniszczenie “ sterylizujac” rzeki.
|