b)
Zacinanie.
Zacinaniem nazywamy ową funkcyę
ręki łowiącego, skutkiem której hak pochwycony przez rybę wbija się w miąsz jej
paszczy, uniemożliwiając odpięcie się (odpadnięcie) t.j. uwolnienie się takowej.
Ryba głodna a niestraszona porywa niekiedy ponętę z taką gwałtownością, iż sama na
hak się nabija. Dzieje się to jednakże rzadko i w wyjątkowych tylko wypadkach.
Pospolicie chłonie ryba ponętę wraz z wodą, a spostrzegłszy (przy ponętach
sztucznych natychmiast), iż została oszukaną, w tejże chwili wypluwa ją wraz z
hakiem.
W celu zapobieżenia tej nie
wesołej dla wędkarza ewentualności, winien takowy w chwili, gdy ryba zaledwie
ponętę wchłonęła, energicznym lecz równocześnie nie zbyt silnym ruchem ręki w
kierunku ogona (nie prostopadle ku górze lecz ukośnie do poziomu wody) takową zahaczyć
t.j. wbić jej koniec haka wraz z bródką jego w podniebienie, szczękę, język lub
wiązadła. Zacięcie ryby jest postulatem niezbędnym racyonalnego łowienia;
wykonanie takowego w sposób w każdym wypadku właściwy, jest rzeczą mniej łatwą,
jakby to na pierwszy rzut oka wydawać się mogło. Można lata całe uprawiać
wędkarstwo, a nie umieć zacinać, i kto niema bardzo bystrego wzroku i wyrobionego w
wysokim stopniu czucia, ten wogóle nigdy porządnie ryby zaciąć nie potrafi.
Doświadczenie może wprawdzie dać wędkarzowi manualną wprawę, częste niepowodzenia
nauczyć odgadywania stosownego do zacięcia momentu, pozostanie on zawsze jednak w tyle
za tym, kto ma oko i czucie po swej stronie.
Zacinanie bywa pospolicie albo za
nagłe albo za powolne, za wczesne lub za późne, za silne i za słabe. Zacinając nagle,
za wcześnie lub za silnie, naraża się łowiący na to, iż wyrwie samochcąc hak rybie
z pyska, niekiedy równocześnie z kawałkiem szczęki lub wiązadła; albo też porwie
hak, zanim jeszcze ryba ponętę wchłonęła, takowej z przed nosa. Przez powolne, późne,
słabe zacięcie, osiąga się rezultat również ujemny, ryba bowiem nie zahaczona
gruntownie z łatwością przez szamotanie pozbędzie się haka, wyrzuci go, nim jeszcze
rybak zdobył się na zacięcie, lub zaledwie lekko ukłuta od ponęty usunie.
Odgadnięcie w każdym poszczególnym wypadku właściwego momentu, stopnia, miary
zacięcia stanowi właśnie tajemnicę kunsztu zacinania a tajemnica ta tylko przez
doświadczenie skutecznie wyświeconą być może.
W rewirach szanowanych a gęsto
zaludnionych zwykły pstrągi i lipienie brać ponętę w skoku t.j. wychylając się w
części lub całości nawet nad powierzchnię wody, najczęściej w ten sposób, iż
dopiero przy ponownem zanurzaniu się chwytają muchę wiszącą u wędki, czynią one to
mimo widoku łowiącego, albowiem oswojone z obecnością ludzi, którzy je nie niepokoją
i nieprześladują, stały się śmiałe i niepodejrzliwe. zacinanie tego rodzaju ryby
jest o wiele łatwiejsze, aniżeli ryb dzikich, wystraszonych częstem prześladowaniem
lub skłutych wędkami: mając bowiem rybę na powierzchni, nie trudno zajęcie wykonać w
chwili stanowczej i w kierunku najwłaściwszym. Inaczej ma się rzecz, gdy ryby dzikie,
wylęknione, tylko pod powierzchnią wody ponętę chwytają tak, iż zaledwie słabe
poruszenie, niewyraźne błyśnięcie, lekkie trącenie ponęty, mogą być hasłem do
zacięcia, w takich razach rozstrzyga jedynie bystry wzrok, czułe dotknięcie, wprawa.
c) Uchodzenie czyli pławienie ryby.
Rybę małą nie ciężką wyrzuca
się zaciąwszy na brzeg "śmigiem"; wytrzymałość narzędzia, jakiem się łowi,
jest tu miarodajną. Jeżeli jednak ryba zacięta jest tak dużą, silną i ciężką, iż
bez narażenia wędki wyrzucić jej wprost nie można na ląd, to rybak przez racyonalne
kierowanie narzędziem musi takową wpierw umęczyć czyli "uchodzić", zanim ją na
brzeg wyciągnie. Dzieje to się w ten sposób, iż rybie trzymanej stale linką
wyprężoną na uwięzi, stosownie do jej tendencyi, bądź sznura popuszcza, bądź przy
użyciu kołowrotka ujmuje. Właściwej miary oporu, na jaki łowiący zdobyć się może,
nabyć można tylko na drodze praktyki, a wytrzymałość sznura i wędziska jest tu znów
jedyną skalą ocenienia każdorazowej sytuacyi.
Można jednakże i wątłem na pozór
narzędziem uchodzić rybę największych rozmiarów, jeżeli się jest wolnym od
gorączki rybackiej, zna naturę ryby i fortele uchodzenia, które nie są wcale trudne. O
holowaniu ryby dużej słabszem wędziskiem tak długo myśleć nie wolno, póki takowa
nie przewróci się brzuchem do góry a bogdaj nie przestanie stawiać oporu, nie zacznie
być powolną wszelkim ruchom wędki.
Uchodzenie ryby stanowi punkt
kulminacyjny emocyi wędkarza. jak każda walka, tak i walka z rybą kończy się albo
zwycięstwem albo klęską. Gdy przegrana po stronie rybaka, to postradał on wraz ze
zdobyczą kawał sznura, przyponu wraz z wypróbowaną muchą a może i kopię (w
kształcie cennego nieraz wędziska skruszył na pogrzebie swych przedwczesnych nadziei.
Wygrał batalią, to zdobyte trofea na długo miłe w pamięci jego zostawią wspomnienie,
tem milsze, im cięższą była walka, im więcej trudu i strategicznych wysiłków wymagała
kampania. Wśród walki krew bystro krąży w żyłach rybaka, wywołując owo dziwne
upojenie, które zna z bliska chyba tylko jeszcze myśliwy godzący oszczepem na
postrzelonego lub przez psy ubezwładnionego dzika. Nadzieja, obawa, zwątpienie - oto
uczucia, które nurtują w jego piersi. Gdy ryba należycie zacięta, gdy wędzisko nie
pęknie, a linka się nie splącze na niewidomej przeszkodzie, gdy uniknie tych szkopułów
możliwych a groźnych szczęśliwie, to ryba jego stanie się zdobyczą. Zaciąwszy
rybę, należy przedewszystkiem umieć ocenić, jak wielką ona jest, i czy zaciętą
została silnie czy słabo. W przedmiocie wielkości ryby pomylić się trudno, chyba że
takowa zaciętą została "fałszywie" t.j. poza obrębem pyska : w brzuch, ogon,
grzbiet, co niekiedy się zdarza a utrudnia nadzwyczajnie ocenienie, albowiem opór, jaki
w tym wypadku mała nawet ryba stawić jest w stanie, równa się oporowi olbrzyma.
Najpewniejszą oznaką czy ryba słabo czy silnie zaciętą została, jest jej zachowanie
się po zacięciu. Ryba zahaczona lekko, powierzchownie, będzie na razie dokazywać na
powierzchni wody, zanim w spód pójść się namyśli. Ryba zacięta silnie rwać się
natomiast od razu będzie ku spodowi, jak gdyby rozumiała, że tylko tam dla niej
możliwe ocalenie a to przy pomocy zapchania się między korzenie, konary drzew
zatopionych lub szczeliny skał podwodnych. Rybie źle zaciętej należy wzbronić skoków
i miotania się na powierzchni, co się osiąga przez proste zniżenie końca wędziska;
tak jak z drugiej strony powstrzymuje się rybę zaciętą silnie od pójścia na spód
przez wzniesienie końca kija ku górze. Dwóch tych zasad należy się trzymać stale i z
reguły od nich nie odstępować, pamiętając zawsze o tem, że napięcie linki jest
niezbędnym i jedynym warunkiem należytego wypławienia i wyholowania ryby. Gdyby ryba
zacięta zachowanie się swojem zdradzała skłonność dobicia się do miejsca dla wędki
niedostępnego lub niebezpiecznego, należy ją od tego krótkim a energicznym ruchem dłoni
i wędziska w kierunku wręcz przeciwnym powstrzymać (Pariren). Gdy będąc ruchowi
powolną zwróci się w kierunku wskazanym, popuszczać linki należy tyle, ile ryba
zechce, nie tracą jednak ani na chwilę czucia z takową; gdy wreszcie znużona
przystanie, szarpnąć należy wędziskiem z lekka, zmuszając do dalszej pracy. Wędzisko
w czasie pławienia gnie się w kabłąk równomierny, a równomierność ta jest
warunkiem równego rozdziału ciężaru na całą długość kija. Znając jakość
wędziska obawiać się nie ma potrzeby o jego wytrzymałość, mianowicie, że przy
dobrej budowie kija maximum siły ciążenia przypaść musi na część jego dolną,
najgrubszą. Gdyby ryba mimo dłuższego cierpliwego pławienia zdradzała jeszcze dużo
sił żywotnych a zapas linki na kołowrotku był nie wystarczającym do przedłużenia
jej z miejsca, to nie należy zbyt silnie linki naprężać, lecz trzymając kij
prostopadle poruszać się w kierunku, w jakim ryba awansuje t.j. posuwa się na przód.
Im dłuższą linkę ryba za sobą wlecze, tem łatwiej i prędzej się umęczy; mimo to
baczyć należy, by tylko tyle sznura było na wodzie, iżby go za kilku obrotami
kołowrotka lub przechyleniem wędziska, przez ramię ku tyłowi, każdej chwili w
należytem naprężeniu utrzymać było można. Gdy się rybę kilkakrotnie do zwrotu
zmusiło ("dało jej obrót") i widzi, że ruchy jej stają się powolniejsze, a opór
słabszy, to wypada linkę zwolna zwijać na kołowrotek, aż póki ryba nie spłynie pod
powierzchnię wody. Uda się próba ta bez oporu, to skrócić należy linkę aż do
odpowiedniej długości i prowadzić rybę z biegiem wody - nie przeciw prądowi! -
aż do miejsca płaskiego, przystępnego na brzegu, gdzie się takową najdogodniej i
najpewniej w ten sposób wyląduje, iż cofając się wstecz, zrówna się wędzisko z
kierunkiem sznura i ciągnąc takowe w linii przedłużenia linki energicznym ruchem z
wody "wysunie" rybę na ląd, co o tyle mniej przedstawia trudności, iż ryba wprost
z wody wydobyta, śliska, po nadbrzeżnym zwirze lub trawniku jak po szybie lodu wysunąć
się da. Wskazanem jest, by ryba na ląd wleczona, jak najmniej świadomości o obecności
rybaka miała, niekiedy zdobywa się ona bowiem w ostatniej prawie chwili na tak
energiczny wysiłek, iż stargać linkę lub połamać wędzisko jest w stanie,
udaremniając w ten sposób całą pracę i zachód rybaka.
Kończąc ten rozdział, pominąć
nie mogę przestrogi, iżby łowiący nigdy przy pławieniu nie uciekał się do gwałtu;
potrzebnym on nie bywa w żadnym wypadku, szkodliwym zawsze. Ręka łowiącego nie powinna
nigdy pracować z wytężeniem, lecz li kierować rybą, wszelkie użycie siły jest
niewłaściwem a najczęściej zgubnem. Chwytać za linkę ręką nie należy wcale,
wyjąwszy w ostatecznym razie potrzeby - jest to metoda przez rybaków starszej daty
niekiedy praktykowana, lecz z gruntu fałszywa, a u wędki z porządnym kołowrotkiem nie
mająca najmniejszej racyi, chyba, iż łowiący w żaden inny sposób poradzić sobie nie
może i nie umie, szuka samochcąc guza i zrzeka się z góry szans wylądowania ryby.
d) Holowanie czyli lądowanie.
Gdy ryba uchodzona, co u pstrąga
i lipienia trwa zaledwie kilka lub kilkanaście minut, u łososia znacznie dłużej a
przeciągnąć się może na pół godziny i więcej - spieszyć się z wyholowaniem
przy należytem zahaczeniu niema potrzeby, aż póki ryba zupełnie nie osłabnie, czego
wybitną oznaką jest przechylenie się na bok lub wywrócenie brzuchem do góry. I te
jednakże znamiona nie zawsze jeszcze dowodzą, iż ryba wcale już oporu stawiać nie
będzie. Toż wydobywanie jej ma się odbywać z zachowaniem wszelkiej ostrożności i
nader przezornie. Upatrzywszy dogodne do wylądowania miejsce, przyciąga się rybę z
wodą do brzegu i "wysuwa" jak to już powyż nadmieniłem, gładko i nie szarpiąc
wcale na ląd. Wysuwanie to ma się odbywać ruchem jednostajnym, ciągłym, aż do
punktu, z którego ryba na pewne już wody dosięgnąć nie zdoła. Wydobywanie z wody ma
być powolne nie nagłe, a równocześnie baczyć trzeba, by na przestrzeni, przez którą
rybę wlec zamierzamy, nie było przeszkód, o które bądź linka bądź ryba zawadzićby
mogły - wystające bryły kamienia i tym podobne gładkie zapory wyminąć się z
łatwością dadzą, jeżeli podniósłszy nieco koniec wędziska ku górze dźwigniemy
głowę ryby.
Wielu wędkarzy używa do
wydobywania umęczonej ryby z wody saczka czyli podrywki; saczek miewa albo rybak sam przy
sobie, lub też nosi go pomocnik, którego zadaniem wtedy jest, rybę do brzegu
przysuniętą i na uwięzi trzymaną, wyłowić. Ostrzegam, iż niezgrabny i niewprawny
pomocnik jest niekiedy utrapieniem łowiącego i miasto mu być pomocnym, staje się
istną jego plagą. Jeżeli więc ma się już używać pomocnika, gwoli powierzenia mu
funkcyi wydobycia ryby z wody, to niechże to będzie człowiek obyty i obznajomiony z
rzemiosłem, niech nie lezie rybakowi pod rękę w najmniej właściwej do tego chwili,
niech zachowa się na brzegu tak, jakby go tam wcale nie było, a gdy ma wreszcie
wyłowić rybę, niech to czyni spokojnie i ostrożnie, sam już bowiem bywałem
świadkiem, jak li to z winy pomocnika odpinały się ryby znakomicie zahaczone i
uchodzone, polecając się pamięci zdumionego tym niespodziewanym obrotem rzeczy i
niezbyt przyjaźnie dla adjutantury swojej usposobionego rybaka. Zbliżając saczek ku
rybie, trza go zanurzyć w zupełności pod wodę i dopiero gdy taż znajdzie się w jego
zagłębieniu podnosić takowy do góry.
Sam saczka nigdy nie używam,
pomocnika zawsze, zadaniem jego jednakże jest, nosić złowione ryby w wanience,
odnawiać wodę i - trzymać się w należytem oddaleniu od wędki i rzeki.
Łowiąc bez saczka najlepiej jest
rybę na bezpieczne miejsce wydobytą chwycić dwoma palcami silnie za jamy oczne lub
całą dłonią poniż oskrzeli a to w celu wydobycia haka i umieszczenia w naczyniu
służącem do transportu, w ten sposób chwyta się również uchodzonbą rybę w wodzie
u brzegu w miejscach, gdzie trudności terenu nie pozwalają na dalsze jej wywleczenie.
Ciężkie duże ryby chwytają niektórzy rybacy w ten sposób, iż obejmują energicznem
i silnem ujęciem ciało ryby powyż pletwy ogonowej; sposób ten chwytania jest przy
niejakiej wprawie wcale racyonalny i skuteczny, ubezwładnia bowiem rybę zupełnie,
podczas gdy pletwa ogonowa nastręcza pewnego punktu oparcia dla ręki i zapobiega
wyśliźnięciu się ryby.
Wielu wędkarzy zwykło przy
pławieniu i wydobywaniu ryby odwracać wędzisko pierścieniami ku górze; może to mieć
niejakie znaczenie tam, gdzie się rybę wydobywa w łuk wygiętym wędziskiem tj. siłą
dźwigni; przy metodzie wleczenia ryby w poziomym kierunku, fortel ten nie ma żadnej
doniosłości.
Przeciw prądowi wody holować nie
radzę nikomu, holuje się li z wodą, nakładając niekiedy drogi, mianowicie, gdy się
łowi i rzuca z prądem; woda wpadająca otworami oskrzeli ku pyskowi ryby, a równocześnie
przez pysk skutkiem wchłonięcia haka otwarty, sprawia, iż ryba się dusi, topi czyli
tonie w swoim żywiole, choć twierdzenie takie paradoksem wydać by się mogło
niewtajemniczonym.
|