1. Połów na sztuczną muchę.
a) Rzucanie linki.
Rzucanie linki i sztucznej muchy
stanowi temat dla początkującego wędkarza trudny do rozwiązania, dla biegłego powabny
i zawsze zajmujący, w nim bowiem spoczywa kwintessencya sztuki wędkarskiej. Poprawne
rzucanie linki jest kardynalnym warunkiem sukcesu łowienia na muchę - mówi Ephemera.
- Rzucania trzeba się nauczyć, ono jest treścią czynności stojącego nad brzegiem
rybaka i kto tej sztuki sobie nie przyswoi należycie, ryby nie złapie, choćby zresztą
był wzorem człowieka zgrabnego do wszelkich innych rękoczynów. Artyzm łowiącego na
muchę ocenić się da z pierwszego rzutu: kto rzuca lekko, jakby od niechcenia, zgrabnie,
bez przymusu, nie tracąc elegancyi ruchu i dostawy ten rzucać umie; początkujący lub
nieuk ramion przy sobie utrzymać nie potrafi, lecz rzucać niemi będzie, jak gdyby
rozchodziło się o ścięcie głowy Tatarzynowi za jednym zamachem korda. Znałem ludzi,
którzy lata całe łowili ryby a wędki rzucić porządnie nie potrafili, i znów takich,
którzy niemając nigdy wędki w ręku, rzucali muchą wcale poprawnie po kilku lub
kilkunastu próbach. Lepiej jest nie znać się wcale na rzucaniu, jak przyswoić sobie na
razie maniery, których się następnie oduczyć nie łatwo. Każdy początek jest trudny,
kto jednakże weźmie się do rzeczy z właściwej strony, ten przy jakim takim zasobie
dobrej woli i sprytu doprowadzić musi do perfekcyi. Wyuczyć kogoś rzucania na drodze
czysto teorytecznej nie łatwo. Kaśdy wędkarz rzuca inaczej, o ile odmienną jest
indywidualność jego, mimo to istnieją stałe zasady rzucania, których się trzymając
nie łatwo zejść z właściwej drogi i przyswoić sobie narowy, których pozbyć się
potem trudno. Sądzę, że wywiążę się najlepiej z zadania, jeżeli zamiast puszczać
się na pole własnych eksperymentów i oryginalnych sposobów, podam wskazówki zawarte w
podręcznikach dwu największych mistrzów w sztuce rzucania muchy sztucznej to jest
Ephemery i Francisa.
Pierwszy z nich powiada: Początkujący
wędkarz złożywszy wędzisko, uzbroiwszy takowe w kołowrotek i przewlókłszy linkę
bez przypona i muchy przez pierścienie, stanie na otwartym zupełnie brzegu, utroczy 2 do
2? metrów linki i trzymając koniec
tejże w palcach ręki lewej, chwyci prawą wędzisko nad kołowrotkiem. Górna część
ramienia prawego ma po łokieć przylegać do ciała. lewe spoczywać pod klatką
piersiową. Wędzisko trzyma się prawie pionowo końcem nieco na lewo przechylone, lewa
noga wysunięta naprzód. Rzut poczyna się od lekkiego swobodnego rozchwiania wędziska
od tyłu ku przodowi, gdy skutkiem tegoż linka się wypręży, puszcza się takową z
ręki i wykonuje końcem wędziska ruch od strony lewej ku prawej, opisując nad głową
łuk w kształcie podkowy. - Gdy koniec wędziska dobiegł do ? owego łuku, wykonuje się ruchem dłoni
kij trzymającej bez pomocy ramienia rzut energiczny, momentalny przed siebie w kierunku
wody, tak jednakże, by kąt pochylenia wędziska nie przekraczał 45 stopni t.j. połowy
przestrzeni zawartej między pierwotnem położeniem kija a zwierciadłem wody. Gdy linka
wypuszczona zbliża się ku wodzie, cofa się koniec wędziska lekko - nie nagle -
wstecz, by zmniejszyć przez to energię zetknięcia się końca linki z wodą. Jeżeli
linka w ten sposób rzucona muśnie li końcem powierzchnię wody, to rzut był wykonany
należycie; przeciwnie, rzut uznać wypadnie za chybiony i błędny, jeżeli linka "chlaśnie"
o wodę znacznym ustępem swej długości, lub wcale, gdy koniec wędziska dotknie
powierzchni wody, w którym to wypadku rzut tak długo powtarzać należy, póki się nie
osiągnie wymienionego właśnie efektu. Powodem błędnego rzutu bywa najczęściej zbyt
energiczny ruch przedramienia, zaniedbanie cofnięcia końca wędziska, gdy linka
wyprężona zbliża się ku wodzie lub wreszcie pochylenie ciała ku przodowi, czego stale
unikać należy.
Gdy próby rzucania dwoma lub
trzema metrami linki uwieńczone zostaną dobrym i trwałym skutkiem, przedłużać
takową należy stopniowo, aż do dziewięciu metrów. Dopiero po nabraniu wprawy w
rzucaniu linki, dwa do trzech razy dłuższej od wędziska, pomyśleć można o dopięciu
przypona dwa do trzech metrów (yardów) długiego, lecz zawsze jeszcze bez troka i muchy.
Przypon prze tem ćwiczeniu powinien być silny i nie najcieńszej jakości.
Najlepszem a niezawodnem kryteryum
dostatecznej wprawy w rzucaniu będzie zawsze każdorazowe stwierdzenie, ile przypona
padła na wodę; im mniej, tem rzut był lepszy. Maczanie linki przy rzucie z przyponem
jest niezawodną oznaką, że rzucanie jeszcze szwankuje. Dobrze jest po nabyciu wprawy w
rzucaniu linki od lewej ku prawej, wyćwiczyć się w rzucaniu w odwrotnym kierunku t.j.
od prawej ku lewej stronie, co w praktyce częstokroć stanie się przydatnem, mianowicie
tam, gdzie łowiący napotka na przeszkody swobodnego ruchu w postaci krzewów, drzew i
tym podobnych zapór. Metoda rzutu jak ją tu podałem, nosi miano "rzutu przez rękę",
czyli metody "cepowej", a to z tego powodu, iż ruch wykonywany przy rzucie w mowie
będącym, niczem prawie się nie różni od ruchu cepów na boisku.
Obok rzutu cepowego istnieje
jeszcze inny zwany "rzutem z ręki" inaczej "włoskim" czyli "batogowym" lub
wreszcie "wahadłowym". Batożenie jest rzutem nader eleganckim, "czystym", kto
takowy z całą precyzyą wykonać umie; jest on niekiedy wielce na miejscu, mianowicie
przy niekorzystnym wietrze, jakoteż tam, gdzie przystęp do brzegu na wązkich tylko
przestrzeniach jest wolny, t.z. gdy brzeg jest zarośnięty a tylko przerwy nieznaczne w
obrębieniu brzegu zaroślami dozwalają przystępu do wody. Krzewy po prawej i lewej
stronie łowiącego rosnące nie dopuszczają w takim razie rzutu przez rękę, jeżeli
się nie chce uwisnąć na pierwszej lepszej gałęzi; zastosować się zaś tu da bez
trudności rzut wahadłowy, mianowicie, gdy z tyłu łowiącego niema żadnej przeszkody.
Batożenie nie może się
wprawdzie posługiwać tak długą linką, jak to być może, acz nie musi, przy rzucie
cepowym, jest ono jednakże w wielu razach wskazanem i wielce skutecznem.
Batożenie różni się od rzutu
cepowego tem, iż wykonuje się nie li przedramieniem, lecz ramieniem całem),
powtóre tem, iż wędzisko nie biegnie koleją łuku w kształcie podkowy nad głową
zakreślonego, lecz odbywa ruch wahadłowy z dołu ku górze przy lekkiem tylko pochyleniu
końca wędziska ku stronie lewej. Końca linki brać w palce ręki lewej (przy
ćwiczeniu) niema potrzeby, takowy rzucony na wodę podnosi się za pomocą ruchu
wahadłowego wędziska w powietrze i opisawszy potężny łuk na tyłach łowiącego,
takimże samym prostopadłym łukiem spada ku przodowi na wodę. Biegli w rzucaniu
włoskiem wędkarze, wykonują niekiedy ruch podwójny lub nawet potrójny w powietrzu bez
dotknięcia muchą wody, a czynią to mianowicie prze połowie na t.z. suchą muchę, lub
wtedy, gdy pierwszy rzut wyda im się chybionym i z figury spadającej ku wodzie linki
wnoszą, iż mucha nie spadnie na wodę "płatkiem śniegu" jak powinna, lecz "chlaśnie",
co z góry przewidzieć nie jest rzeczą trudną. Wędkarz, który pokonał trudności
kunsztu rzucania jak je powyż przedstawić się starałem, ma jeszcze jeden egzamin przed
sobą, zanim mu muchę na końcu wędki upiąć będzie wolno: ma on mianowicie nabyć
biegłości, w celnem rzucaniu linki na pewien z góry upatrzony punkt na wodzie.
Ćwiczenie to odbywa się na razie skróconą linką na większej przestrzeni; za cel
służyć mogą wiry, duże bryły kamienia, ciche zatoki położone po przeciwnym brzegu
rzeki it.d. Linka z wolna się przedłuża, cel zmniejsza, aż wreszcie dochodzi się do
celności rzutu na punkta, do których przystęp utrudniony jest skutkiem przeszkód przed
nimi lub obok nich się znajdujących, jak krzewy zwieszające się nad wodą, drzewa
powalone powodzią, tamy, pale it.d. Kto rzuca nieźle metodą cepową i batogową,
wyćwiczył się nieco w celnem dosięganiu upatrzonego grubszego bogdaj celu, ten
wreszcie o przypięciu muchy pomyśleć może. Najstosowniejszem jest na początek użycie
jednej tylko i to dużej muchy, którą i rzucać i obserwować na wodzie łatwiej.
Używanie "skoczka" uważam w ogóle za rzecz niewłaściwą a bogdaj zbędną -
skoczek w ręku początkującego jest wręcz zgubnym, rozrywa on bowiem tylko
niepotrzebnie uwagę łowiącego, a w najlepszym razie pomoże mu li do tem rychlejszego i
gruntowniejszego uwiśnięcia na pierwszej lepszej przeszkodzie.
Drogą najprostszą a najkrótszą,
która prowadzi do nauczenia się poprawnego rzucania muchy i nabrania dobrych manier
wędkarskich, jest przyglądnięcie się z bliska biegłemu i doświadczonemu
sportsmenowi, a jeżeli on jest człowiekiem rozmownym i udzielającym się chętnie, to w
towarzystwie jego nauczyć się można na poczekaniu więcej, jak z długich traktatów
książkowych, lub własnej mozolnej i powolnym tylko tylko krokiem postępować mogącej
praktyki i obserwacyi. Patrząc na to, co i jak on robi, śledząc każdy ruch jego i
zdając sobie zeń sprawę, dojdzie się rychło i bez trudu do znajomości nie tylko
metody, ale i tak zwanych fortelów czyli arkanów wędkarskich, na których samodzielne
poznanie lat by nieraz całych potrzeba.
Niektórzy wędkarze mają zwyczaj
po rzuceniu muchy na wodę, nadawać jej za pomocą wprawienia końca wędziska w lekki
ruch drgający, pozoru skakania po wodzie lub bronienia się sile prądu. Jest to metoda z
gruntu błędna i nie właściwa. Łowiący powinien się li starać o utrzymanie muchy na
powierzchni, podskoki zaś uwydatni stokroć lepiej sam ruch wody i fala, aniżeli drganie
ręki i wędziska. Bronienie się muchy przeciw prądowi jest absurdem, bo tego mucha
nigdy nie czyni, wiedząc, że wysiłki jej w tak nierównej walce byłyby próżne; ruch
więc taki, jako sprzeczny z naturą rzeczy, odstraszyć jedynie a nie zachęcić rybę
może, a czyni to jeszcze w wyższym stopniu ruch samego wędziska. Podrygi owe muchy
mogą mieć jakie takie znaczenie na wodzie spokojnej jeziora lub stawu, na rzece i
prądzie nie mają celu lub wręcz ujemny.
|