CZĘŚĆ PIERWSZA
Der Mensch wird nur allm
Als Knabe schwärmt er für den Backfisch,
Als Jüngling für den Hering resch,
Als Mann - für Lachs, Forell' und Äsch'.
1. Wstępne słowo.
Zabierając się do napisania tego poradnika nie byłem w
kłopocie, co i jak pisać mam. Trzydziestoletnie z górą doświadczenie w sztuce
amatorskiego łowienia na wędkę, dostarczało materyału pod dostatkiem a liczne
podręczniki, niestety nie polskie, wskazywały drogę, jak przedmiot podzielić należy,
by go dla początkującego wędkarza uczynić przystępnym, przejrzystym, dla biegłego w
sztuce, jeżeli nie pouczającym, to bodaj zajmującym.
Trudność jedyna i największa leżała w tem, iż wobec zupełnego braku
fachowego, polskiego słownictwa, trza było takowe stworzyć. To bowiem, co znaleść
można w Rybołostwie Leśniowskiego i jego poprzedników, przydać się może niekiedy
zawodowemu rybakowi, dla specyalisty, łowiącego na sztuczną muchę lub obrotka, jest
albo przestarzałe lub wręcz nieużyteczne. Wędkarstwo bowiem od czasów Leśniowskiego
takie porobiło postępy, tyle nowych stworzyło rzeczy i dróg, iż terminologia jego
byłaby anachronizmem, mogącym historyczne tylko mieć znaczenie.
Chcąc wybrnąć z tych trudności szukałem głównie w prowincyonalizmach i
ludowej gwarze materyału, a gdzie to było niemożliwem, zmuszony byłem uciec się do
tłumaczeń z obcych języków - lub do kucia terminów na własną rękę, mimo
świadomości, iż to droga śliska, a najczęściej nie prowadząca do celu.
Jeżeli więc usiłowania moje, nie zawsze pomyślnym uwieńczone zostały
skutkiem, to proszę łaskawego czytelnika o wyrozumiałość i pobłażanie. Poradnik
mój, to pierwsza ledwo próba w dziedzinie polskiego sportu wędkowego i źleby było,
gdybym następcom moim nie zostawił otwartego pola do popisu. Niech sądzą, i czynią
poprawki tam, gdzie tego zajdzie potrzeba, a ja będę z pewnością jednym z pierwszych,
którzy te usiłowania uznają i, jeżeli takowe rzecz polskiego wędkarstwa w czymkolwiek
popchną naprzód, ze wszelkich własnych do uznania pretensyj w pokorze - skapituluję.
Czytelnik świadom rzeczy rybackich nie będzie niezawodnie szukał w niniejszej
książeczce "nowych odkryć i wynalazków". Nie tu na nie miejsce wobec faktu, iż
wędka prawie tak starą jest jak świat i ludzkość i ryby.
Zadaniem mojem jedynem a bodaj najważniejszem było zestawić zwięźle i
zrozumiale te dane, które przeszły przez ogień próbny doświadczenia: i to właśnie
za szczególną sobie poczytuję zasługę, iż z chaosu najbardziej awanturniczych rad i
wskazówek, pomysłów i konceptów, zebrałem li to, co bądź sam, jako praktyczne na
drodze własnoręcznych prób uznałem, bądź też jako takie od ludzi w fachu biegłych
i kompetentnych przejąłem. Dla "nowinek" wszelkich z góry źle jestem usposobiony a
sceptycyzm ten polecić mogę sumiennie jako probatum wszystkim, którzy się sprawami
rybactwa wogóle a sportem wędkowym w szczególności interesują lub interesować
będą, jeżeli nie chcą narazić się na bezcelowe marnowanie czasu, niepotrzebne wcale
wydatki a może nawet na zniechęcenie się do rozrywki ze wszech miar polecenia godnej, a
dla ludzi umysłowo pracujących arcyzbawiennej i niczem innem zastąpić się nie
dającej.
2. Nasze wody górskie.
Wód górskich w kraju naszym nie brak - i co to za wody!
Dość stanąć nad brzegiem pierwszej lepszej z nich, aby poznać i
uznać odrazu, że to rzeki jak stworzone dla pstrąga, lipienia i łososia, że to
prawdziwe dobra rybie.
Wzgląd na miejsce nie pozwala mi mówić szczegółowo o każdej z nich, bo
musiałbym zamiast podręcznikiem rybackim, uraczyć łaskawego czytelnika traktatem z
dziedziny hydrografii krajowej. Wymieniam więc tylko ważniejsze z naszych wód,
pomijając zupełnie niezliczoną ilość potoków, które jeszcze przed wielu laty roiły
się od pstrąga i ryb w ogóle, dziś po większej części stoją pustką lub zaledwie
dźwigać się zaczynają z upadku, dzięki nowemu prawodawstwu, które wreszcie powinno
kres położyć barbarzyńskiej gospodarce, jaka się rozwielmożniła tak w kołach
naszych niby zawodowych rybaków, jakoteż prostych rabusiów, osiadłych w znacznej
liczbie prawie we wszystkich gminach, położonych nad brzegami rzek i potoków górskich.
Idąc od zachodu ku wschodowi i trzymając się rąbka Beskidów, Tatr i Karpat,
stanowiących południową granicę kraju, wymieniam rzeki, które bądź były do
niedawna, bądź są do dziś dnia siedliskami pstrąga, lipienia a względnie łososia.
Tu należą źródliska Wisły z
dopływami (Pstrąg, Łosoś); Soła z dopływami (Pstrąg, Lipień, Łosoś); Skawa i
Raba (Pstrąg, Lipień, Łosoś sporadyczny); obydwa Dunajce z Białką i Kamienicą
(Pstrąg, Lipień, Łosoś); Poprad (Pstrąg, Lipień, Łosoś); San z dopływami
(Pstrąg, Lipień, rzadko Łosoś); źródła Dniestru (Pstrąg); Stryj z dopływami jak:
Rybnik, Opor, Sukiel, Świca (Pstrąg, Lipień); Czeczwa, Łomnica, Bystrzyca (Pstrąg,
Lipień); Prut, Czeremosz (Pstrąg, Lipień, Głowacica).
Dorzecze Czarnego Morza nie ma wprawdzie
łososia, którego tam zastępuje głowacica (Salmo hucho), pstrągi jednakże tego
dorzecza bywały jeszcze przed niewielu laty tak pod względem liczby, smaku jak i
wielkości sławne i w całym kraju znane. Świca mianowicie, Czeczwa i Łomnica
mieściły takie mnóstwo olbrzymich pstrągów o różowym mięsie, jak żadna inna rzeka
kraju. Dziś dzięki gospodarce rabunkowej, wojującej dynamitem, i nie mającej żadnego
pojęcia o czasie ochronnym, mierze normalnej i tym podobnych "szykanach", rzeki te
opustoszały prawie zupełnie i jeżeli wprowadzenie rewirów nie położy tamy
tamtejszemu rozpasaniu, to wkrótce wykreślić je przyjdzie z kart rybackich
3. Ekonomiczne znaczenie naszych wód
górskich.
Rybołostwo, jako gałąź gospodarstwa krajowego, nie powinno i nie może być
inaczej traktowane, jak wszelkie gospodarstwo w ogóle. gospodarstwo rybne wymaga w swoim
zakresie tak samo uprawy, hodowli, ochrony, jeżeli ma dać żniwo. Żniwo to w postaci
połowu ryb powinno być stale wydatnem, jeżeli gospodarka sama chce zasłużyć na miano
racyonalnej, inaczej żniwo owo stanie się rabunkiem a wątpliwy zysk jednorazowy odbić
się musi szeregiem strat zawodów w przyszłości. Stósowna ochrona rybostanów stoi tu
na pierwszym planie, mianowicie tam, gdzie chodzi o ryby szlachetne. Rozumny właściciel
lub dzierżawca rewiru nie będzie jedynie przestrzegać skrupulatnie pory ochronnej i
miar minimalnych, jak je prawo normuje, lecz pójdzie dalej w tym kierunku, nakładając
na siebie i uprawnionych przez się obowiązek dobrowolnego ograniczenia czasu połowu,
ilości wyłowić się mających ryb, oszczędzania drobiazgu, mającego służyć za
paszę rybom szlachetnym; tępienia natomiast drapieżników nie tylko dwu i
czworonożnych, lecz także skrzydlatych a przede wszystkiem pływających, jak szczupak,
stary pstrąg, okoń itd., bo te właśnie duże drapieżne ryby stanowią właściwy
dojrzały i najwydatniejszy plon rybackiego żniwa. Gdy ryb takich przejrzałych w wodzie
za wiele, to zabiorą one nie tylko cały zapas pożywienia, zajmą nie tylko
najbezpieczniejsze kryjówki wzrastającemu narybkowi, lecz zdecymują sam narybek nie
oszczędzając wcale własnego potomstwa.
Gospodarcze znaczenie naszych wód górskich oceniane pospolicie bywa
niewłaściwie. O szkodach, jakie te wody wyrządzają, słyszymy dość często, o
korzyściach, jakie przynoszą a bogdaj przynieśćby mogły, zwykle się nie mówi. A
przecież istnieją u nas rewiry górskie, w których przy dzikim rybołostwie łowiono
600 do 800 łososi w czasie od maja do września. Jeżeli policzymy łososia tylko po 10
kor. od sztuki, to uczyni to pokaźną wcale kwotę 6-8000 Koron rocznie, nie licząc
wartości złowionych w tymże rewirze innych ryb szlachetnych, jak pstrąg i lipień i
białorybu, który jako pokarm ludowy mógłby mieć nadzwyczajną doniosłość i
wartość, gdyby się cokolwiek w celu podniesienia jego produkcyi robiło. Rewirów
takich jest więcej, a ja pozwalam sobie twierdzić, że byłyby takimi prawie wszystkie,
gdyby każdy rewir miał swe wylęgarnie, puszczał systematycznie pewną ilość narybku
do wody, gdyby dzierżawcy i właściciele rewirów dbali ściśle o ochronę i dozór a
władza energicznie poparła ich usiłowania, w celu wykorzenienia raz na zawsze
kłusownictwa i położenia kresu rozbojowi, wykonywanemu przy pomocy niewłaściwych
przyrządów, materyi wybuchowych i trujących, których ofiarą padają miliony ryb i
przychowku.
Gdy stosunki w tym kierunku zmienią się na lepsze, rewiry przynosić będą
znaczne nawet korzyści. Jestem przekonany, że wody nasze górskie, administrowane i
dozorowane w sposób racyonalny, nie tylko pokryć są w stanie potrzeby kraju w
zupełności, lecz że rybami naszemi, mającemi wyrobioną reputacyę, zasypać jesteśmy
w stanie rynki europejskie i wytrzymać wszelką konkurencyę z zagranicą; gdy obecnie,
ze wstydem mi to wyznać przychodzi, cały prawie zapas ryb, wyjąwszy może jednego
karpia, importować jesteśmy zmuszeni z zagranicy, zasilać się produktami Hamburga i
Renu, lub karmić z wątpliwym bardzo rezultatem zamrożoną rybą rosyjską.
4. Gospodarstwo rybne na naszych
wodach.
Poprawna gospodarka rybna na naszych wodach jest rzeczą albo
nieznaną zupełnie, albo tak nową, iż kilka słów poświęcić jej muszę,
choćby dla wtajemniczenia przyszłych adeptów wędkarstwa w rzeczy, będące podstawą
rozwoju racyonalnej hodowli i racyonalnego rybołostwa. Z inicyatywy jedynego w kraju
Towarzystwa Rybackiego, które ma siedzibę swą w Krakowie, robiło się i robi od
szeregu lat wiele, by podnieść podupadłe prawie wszędzie rybostany. O robocie tej
ogół nic nie wie, ludzie fachowi nie wiele. Dat statystycznych podawać tu nie mogę:
ile milionów narybku wyprodukowano i rozpuszczono, ile tysięcy koron poświęcono
sprawie podniesienia z upadku rybołostwa, ile pracy i czasu poświęcono na obudzenie z
apatyi tych kół, w których interesie osobistym leżało, wystąpić z inicyatywą w tym
kierunku.
Pierwszy impuls ku poprawie opłakanych stosunków rybactwa naszego wyszedł od
ś.p. prof. M. Nowickiego, jednego z tych niewielu, którzy teoryę nauki przenieść
umieli na pole wydającej pozytywne plony praktyki. Jego zapobiegliwości zawdzięczamy
zainicyowanie tak ważnej sprawy, jak podział rzek na rewiry; jego zasługą jest
powołanie do życia prawie wszystkich sztucznych wylęgarni w kraju, zainteresowanie
obywatelstwa miejscowego sprawą zakładania stawów, zagranicznych hodowców do
rozpatrzenia się w naszych stosunkach i wypróbowania naszych ras ryb stawowych i
rzecznych (karp, łosoś). Nakłonienie rządu i sejmu do wyznaczenia subwencyi na cele
dźwignięcia rybactwa, znakomite wzbogacenie literatury fachowej, leżącej dotychczas
odłogiem - oto ważniejsze zasługi prof. Nowickiego.
Spadek po prof. Nowickim przeszedł w ręce Krak. Towarzystwa Rybackiego, które z
prawdziwym poświęceniem się a niekiedy zaparciem pracuje dalej w kierunku wskazanym i
doprowadziło wreszcie do tego, że bogdaj w zachodniej części kraju zapanowały
stosunki, zbliżone do ogólno-europejskich. Próby stworzenia i na wschodzie
znośniejszej sytuacyi nie wydały dotychczas dodatnich rezultatów, mimo, iż obie
połowy kraju starano się zawsze w równej mierze mieć na względzie. Rusin do dziś
dnia nieprzystępnym jest dla wszelkich postępowych dążności i poglądów; dla niego
nie istnieje czas ochrony, bo to właśnie pora jego żniwa. Wojowanie dynamitem i
trutkami zajmuje tam zawsze jeszcze poczesne miejsce w szeregu wypróbowanych przyborów
rybackich, a kupcy żydowscy są organem, który owoce tej gospodarki przerabia na
brzęczącą monetę. Miliony raków, "poławianych" przez organa bezpieczeństwa na
dworcu w Krakowie i Szczakowy, świadczą wymownie o "zbawiennej" tej interwencyi.
Widziałem na własne oczy, jak nad Dniestrem w czasie tarła wydobywali chłopi
setki karpi z nadbrzeżnych, zatopionych łąk, zagrodzonych ad hoc płotami; jak
na błotach naddniestrzańskich wysypywano miliony drobnych płoci i karasków z
więcierzy na trawę, gwoli uprawy łąk. (?)
Rzeki Stryj, Opór, Świca, Czeczwa, Łomnica, które niedawno jeszcze cierpiały
na przerybienie, opustoszały dziś zupełnie. Czego nie wyniszczyła gospodarka
rabunkowa, to dobijają do reszty tartaki, puszczające z wodą setki centnarów trocin.
Za przykład niech posłuży Demnia koło Skolego (Opór) i Wygoda (Świca). Dziwnem
zrządzeniem losu sprawcami tej calamitascalamitatum nie są wcale autochtonowie,
zwolennicy wspólności lasów i pastwisk. - Miejmy nadzieję, że i tu kiedyś nastąpi
zmiana. Jeżeli zaś o tem piszę, to czynię to w tym zamiarze, aby moi współcześni i
przyszli koledzy po wędce nie zamykali oczu na tego rodzaju nadużycia i wedle sił i
możności ścigali je, a tem samem pro virili parte popierali sprawę podniesienia
rybostanów i rybołostwa.
5. Rybactwo zawodowe na górskich
wodach.
Rybołostwo na naszych wodach zachowało jeszcze wszelkie cechy patryarchalnej,
piastowskiej tradycyi. Zawodowych rybaków, jakich napotykamy na Pomorzu, w Prusach, nad
wielkimi jeziorami i rzekami Szwecyi, Bawaryi, Tyrolu - u nas nie ma. Góral nasz staje
się tylko okolicznościowo rybakiem, a narzędzia i sposób, w jaki się niemi
posługuje, jest zupełnie prymitywny, zacofany a najczęściej barbarzyński.
W liczbie używanych sieci napotykamy przedewszystkiem sak i czerpak, czyli
"chustkę". Na saki łowią górale kłusownicy pojedynczo w czasie "mątnicy",
tarła, lub w nocy "przy świetle", zresztą łowią w kilka lub kilkanaście saków
na tzw. podgonkę, przy czym niekiedy zastawiają rzekę wałem kamiennym, który w
okolicach rybniejszych zastępują siecią płotową, udaremniającą rybom ucieczkę w
górę. Chustka służy prawie wyłącznie do połowu lipienia, który do saka nagnać
się nie da. Łowi się na chustkę na jasnej wodzie, przepędzając lipienie z miejsca,
bądź rzucaniem kamieni, bądź przy pomocy podgonki. W średnim biegu Dunajca
poławianym bywa łosoś na tzw. ogródki, które niekontrolowane ściśle, stają się
prawdziwą plagą rybaków górnego biegu rzeki, a większą jeszcze dla rybostanu i
hodowli w ogóle; przy niskim bowiem stanie wód nie dopuszczają one wcale łososia na
tarliska i rujnują w ten sposób cały lęg łososi. Ogródki są w użyciu na
przestrzeni położonej poniż Nowego Targu, aż za Łącko a zdaje mi się, że za dużo
w ogóle tam amatorów tego ogrodnictwa, a mianowicie, gdy się zważy, że Dunajec, jako
rzeka graniczna, z dwoma liczyć się musi gospodarzami i ulegać dwom niezbyt zgodnym ze
sobą ustawodawstwom, których najsłabszą stroną jest paragraf, traktujący o wolności
zakładania ogródków li na przestrzeni połowy koryta. Połowa koryta rzeczywiście
zagradzaną bywa owymi ogródkami, ale niestety nie połowa wody - skutkiem zaś tej
niedokładnej interpretacyi prawa jest, iż uprawnieni do rybołostwa, wybierają na
ogródek zawsze takie punkta koryta, które przy niskim lub tylko normalnym stanie wody,
cały jej zapas absorbują - gdy tymczasem drugą połową przestrzeni, zawartej między
obudwu brzegami, woda ledwo się "sieje". Gdy poziom wody się podniesie lub
przypadkiem wypłucze większe zagłębienie w części koryta, ogródkiem nie objętej,
tak, iż tamtędy ryba w górę przedostać by się mogła, to przebiegły rybak i na to
jest przygotowany: zastawia on mianowicie na noc sieć płotową lub płotek wiklinowy w
miejscu zagrożonem, zabezpieczając sobie w ten sposób zdobycz, która mogłaby mu się
wymknąć tą drogą z ręki. Sieci względnie płotki te na dzień się wyjmuje lub tylko
kładzie na dnie rzeki, przyciskając dla bezpieczeństwa kamieniami, by je wieczorem
ponownie do użytku ustawić; wiadomo bowiem, że łosoś li nocą wędruje w górę, a
dzień przepędza w pierwszem lepszem zagłębieniu lub zacisznej kryjówce. Zjawi się
przypadkiem kontrola nad rzeką, to zastanie tam wszystko "w porządku" -
nieporządek rozpoczyna się dopiero wtedy, gdy kontrola do snu się ułożyła - po
pracy. Rzecz więc naturalna, że nie tylko każdy łosoś, ale i wszelka drobniejsza
ryba, nie mogąc się przedostać w górę, drugą niby nie zagrodzoną połową rzeki,
skacze wprost do ogródka, położonego wśród głównego prądu, i tam kończyć musi
swą karyerę i żywot. Komisye z urzędu, mające kontrolę przy zakładaniu i
funkcyonowaniu ogródków, albo za mało się w ogóle interesują sprawami rybactwa, albo
nie posiadają fachowych wiadomości w tym kierunku, by w danym razie skutecznie
przeciwdziałać mogły nadużyciom praktykowanym tak po stronie węgierskiej jak i
naszej.
Łowienie z łodzi przy świetle łuczywa jest metodą wielce ciekawą i radzę
każdemu, kto będzie w okolicy Czerwonego klasztoru a interesuje się rybołostwem,
spróbować takiej partyi nocnej w towarzystwie Sromowieckich rybaków.
Wędka jest u górali narzędziem bardzo rozpowszechnionym, dla pstrąga i łososia
dość groźnem, dla lipienia niebezpiecznem: góral bowiem, posługując się niezgrabnym
drągiem i hakiem wielkich rozmiarów, lipieniowi żadnej nie zrobi krzywdy. Za ponętę
służy wielka mucha własnego wyrobu, niekiedy wcale udatna, i glista. Innych sposobów
łowienia i ponęt nie znają na szczęście górale, o tyle też łatwiej poskromić ich
zapędy, o ile takowe nie liczą się z rygorem ustawy. Poprawniejszego wędkarstwa góral
nie uprawia i wszystko, co się w tym rodzaju na wodach naszych napotyka, jest produktem
importu, reprezentowanego albo przez dyletantów "z miasta", którzy po większej
części "Bogu duszę winni", lub też przez nielicznych wcale amatorów, znających
się na rzeczy i posługujących postępowymi przyrządami. Zastęp sportsmenów,
znających swoje rzemiosło, jest wcale nieliczny, a pominąwszy kilku biegłych
wędkarzy, posiadających własne swe dobrze zagospodarowane rewiry rybackie, rekrutuje
się przeważnie z reprezentantów klasy średniej i świata urzędniczego.
6. Pogląd na wędkarstwo nasze i obce.
- Wpływ
i znaczenie sportu wędkowego.
Sport wędkowy we
właściwem i ścisłem znaczeniu słowa w ogóle, a zastosowanie go do połowu pstrąga,
lipienia i łososia w szczególności, jest rzeczą u nas mało znaną, nową i nie wielu
tylko adherentów po dziś dzień liczącą. Wędkarzy wprawdzie nie brak i u nas, jeżeli
wędkarzami zwać się mogą rozpróżniaczone lazarony lub idyotyczne postacie
oblęgające całemi stadami brzegi rzek i rzeczułek, batożący wodę rozlicznego
kalibru sznurami i sznurkami, by w razie najlepszym zamordować kilka białych rybek nie
ryb. Ludziom tym do sportu daleko, a ich zabawa czy też robota jest chyba parodyą
sportu, reprezentuje ona bowiem właśnie drogi, jakiemi sport nigdy nie chadza i chodzić
nie powinien.
Na polu właściwego sportu pierwsze dopiero stawiamy kroki, i tak reorya jak
praktyka leżą u nas jeszcze odłogiem. Pochodzi to nie z braku materyału w narodzie,
który z natury swej zdradza więcej zdolności sportowych, aniżeli ospały, piwem zalany
Niemiec, leniwy Włoch, niecierpliwy Francuz, lecz z braku zamożności szerszych warstw,
która uwalniając ludzi od troski o chleb codzienny, pozwala tem samem myśleć o
rozrywce i przyzwoitem urozmaiceniu sobie żywota z jednej strony; z drugiej zaś z braku
inicyatywy ze strony obywatelstwa wiejskiego. Tam bowiem, gdzie te czynniki szczęśliwym
zbiegiem okoliczności się znalazły, obudziło się żywe zainteresowanie nawet w
najniższych warstwach społeczeństwa. Dość przytoczyć górali z nad Dunajca, Popradu,
Skawy, którym wprawdzie, jak to już nadmieniłem powyż, dalego jeszcze do sportu -
łapią oni jednak z wielkim sprytem, znają naturę swych ryb doskonale, rzucają wędki
ciężkie i niezgrabne, jeżeli nie wedle reguł jak je Francis i Halford podają, to w
każdym razie z dobrym skutkiem i nie tylko na użyciu sztucznej muchy się nają, lecz co
ważniejsza sami ją sobie, niekiedy sprytnie sporządzają, a to mianowicie od czasu, gdy
widzieli przejezdnych Anglików, łowiących na muchy. Znam też między tatrzańskimi
góralami ludzi, którzy co do zamiłowania kunsztu wędkarskiego śmiało mierzyć się
mogą z najwawziętszymi sportsmenami i Albionu. Rusin sprytu wprawdzie nie zdradza
wielkiego, sądzę jednak, że głównie utracił go z tego powodu, iż ryby swe dawno
wygubił, wojując nocnymi sznurami i ością.
Anglia była i jest krajem nadającym ton w dziedzinie sportu w ogóle i jej też
przyznać trzeba pierwszeństwo w zakresie sztuki sportowego wędkarstwa.
Między rozrywkami wiejskiemi (field sports) Anglików, pisze Horroks, wędkarstwo
już od dawna uprzywilejowane zajmowało miejsce. Rozliczne metody łowienia doprowadzone
tam zostały do wielkiej doskonałości a sport sam nabrał znaczenia sztuki, która dziś
podtrzymywaną bywa przez cały szereg przemysłowych zakładów i bogatą swą posiada
literaturę. Podczas gdy u innych cywilizowanych narodów wędkarstwo nie przekroczyło
granic bezmyślnej zabawki, lub profesyjnego a nieporządnego po większej części
zajęcia, przybrało ono w Anglii i Ameryce przy współudziale i żywem zainteresowaniu
się światłych i w hierarchii społecznej wysoko postawionych ludzie, przy pomocy bardzo
rozwiniętej industryi, która liczy się z najwybredniejszemi wymaganiami publiczności,
kształty prawdziwej sztuki, w której wykonywaniu kwiat inteligencyi znajduje
przyjemność, gdyż takowa nie tylko krzepi ciało, lecz nastręcza umysłowi wdzięcznej
sposobności do spostrzeżeń i badań a tem samem wyróżnia się od wielu innych
zmysłowych zabaw i rozrywek. Łowienie na sztuczną muchę kwitnie w Anglii i Stanach
Zjednoczonych Półn. Ameryki od dawna, a wyrób much, wędzisk i przyborów w ogóle,
mimo zawziętej konkurencyi, stoi tam tak wysoko, iż spostrmeni wszelkich narodów tam
zwykli pokrywać swe potrzeby i snać nie łatwo skłonić się dadzą do porzucenia tych
wypróbowanych i słusznem uznaniem cieszących się firm. Łowienie na muchę jest też osią, około której sport
właściwy się obraca. Jak polowanie na lisa li przy użyciu konia i psiarni
dla syna W. Brytanii ma urok i znaczenie, a strzelanie do tej zwierzyny, prawie za hańbę
poczytywane bywa, tak też i łowienie pstrąga na muchę dla rasowego Anglika, nabiera
dopiero wagi prawdziwego sportu, i wielu gardząc wszelkiemi innemi ponętami nie bez
pewnej racyi. Rzucanie muchy samo przez się, łowienie takową i holowanie wymaga
znacznie większej wprawy i zręczności, dobieranie muchy więcej zmysłu
spostrzegawczego, doświadczenia i zręczności, aniżeli łowienie na ponęty naturalne
lub sztuczne jak łyżka, obrotek itd. Prócz tego mucha dla myślącego i szanującego
swój rybostan wędkarza ma, że tak powiem, etyczne znaczenie. Przy jej bowiem użyciu
racyonalne gospodarstwo rybne nigdy szwankować nie powinno. Prawdziwy sportsmen łowi na
muchę wtedy, gdy ryba jest w pełni sił swoich i najlepsza w smaku; ma zawsze w swej
mocy wrzucić rybę, która wymogom jego czy też prawa nie odpowiada, prawie zupełnie
nieuszkodzoną napowrót do rzeki; przestrzega i przestrzegać jest zmuszony czasu
ochrony, albowiem pstrąg w tej porze muchy nie bierze, bo jej w naturze niema. Znając
swój rewir i wypatrzywszy stanowiska wielkich, dla narybku niebezpiecznych ryb, wyławia
takowe bez niepokojenia całej lub bogdaj znacznej przestrzeni wody. Prawda, że takich
wędkarzy u nas chyba bardzo nie wielu, gdy jednakże tendencyą tego podręcznika jest
powołać zdolnych do takiego rybactwa ludzi, i wszczepić w nich z góry zasady
racyonalnej gospodarki, przeto przytaczam powyższe argumenta gwoli wykazania wyższości
łowienia na muchę nad wszelkimi innymi sposobami i metodami już w tem miejscu, a
czynię to tem bardziej, iż w kołach tak zwanych zawodowych rybaków wygłaszane bywa z
gruntu fałszywe zdanie, jakoby wędkarstwo sportowe było niebezpieczne dla racyonalnej
hodowli ryb łososiowatych w ogóle a dla pstrąga w szczególności. Proszę się
przypatrzeć rybom chwyconym na wędkę przedpotopową tych zawodowców i porównać je z
rybami złowionemi na muchę - każda z ryb złowionych przez owych specyalistów na
dżdżownicę, rybkę żywą itd. ma pysk poszarpany w kawałki tak, iż hak niekiedy
nożem z gardzieli wykroić przychodzi; ryba zaś w tym stanie, acz niedomierna,
wędrować musi do torby, albowiem zginie, nim jeszcze z haka zdjętą została, a choćby
ją szlachetny zawodowiec, bojąc się pociągnięcia do odpowiedzialności, wrzucił
napowrót do wody, przy życiu ostać się ona nie będzie mogła w tym stanie więcej
niż opłakanym.
dla niepoczytalnych też chyba wątpliwem być może, czy biedniejszą jest ryba,
która prócz lekiego ukłócia końcem małego haczyka, żadnego innego nie poniosła
szwanku, czy też ta, która na haku nocnym uwisłszy, kilka lub kilkanaście godzin
wśród męczarń największych czekać musi, aż póki ją zawodowiec, nie dobiwszy
nawet, do swego nie włoży worka.
U nas niestety barbarzyństwo takie jest jeszcze zawsze na porządku dziennym a
nawet ustawa nie kusi się o położenie tamy temu nadużyciu, póki zaś to nie nastąpi,
zawodowcy nasi będą dalej uprawiać swe rabusiowskie rzemiosło i łowić narzędziami
epoki przedhistorycznej, wyławiając drobiazg przeważnie, bo wielka ryba, przystępna
jest dla nich chyba w porze tarła, gdy ją kijem ubić można; a rodzaj ten połowu
uprawiają oni łze szczególnem upodobaniem, nie pomni, iż mięso pstrąga w tej porze
jest niesmaczne i niezdrowe, jakoteż, że wraz z rybą zabijają setki tysięcy jej
potomstwa. Chciwość zawodowców z jednej, nieświadomość publiczności kupującej z
drugiej strony winny tym opłakanym stosunkom; a że nieświadomość ta nie tylko dotyczy
ryb samych, ale sposobów ich łowienia, nie dziwna więc, że i w przedmiocie połowu ryb
w ogóle, a sportu wędkarskiego w szczególności panuje wielka ignorancya i wynikająca
z niej apatya. Ogół nasz do dziś dnia rozumie pod wędkarstwem przejaw indolencyi,
której towarzyszą: robak, woda, nudne apatyczne wysiadywanie na brzegu i drobiazg
rybiego rodu, męczonego na sznurku, na który je bezduszność łowiącego nanizała. Że
na wędzisko cieniutkie jak bacik chłopięcy i muchę z pierza uwitą największego
łososia złapać można, o tem się w szerokich kołach naszej publiczności nie wie
wcale - gdy tymczasem gdzie indziej ludzie najrozmaitszych stanów i zawodów: literaci,
artyści, zawołani strategowie, uczeni itd., namiętnymi bywali i są wędkarzami.
Może inne rozrywki gwałtowniejsze wywołują wrażenia, silniej wstrząsają
nerwami, żadna jednak nie wymaga więcej sprawności, żadna umysłu tak skutecznie i
gruntownie nie orzeźwia, żadna tak równomiernych pod względem pewności ręki,
bystrości wzroku i szybkiego oryentowania się nie stawia wymogów, jak sztuka łowienia
ryb na muchę. Prawda, że dziwnem się wydać musi niewtajemniczonym, jak łowić można
największe ryby na haczyk ledwie widoczny, na żyłkę jedwabną, cienką jak pajęczyna,
na kij wątły i nie ledwo pod własnym uginający się ciężarem - lecz w tem
właśnie leży tryumf sztuki nad nieokrzesaną siłą, w tem odpowiedź na pytanie
dlaczego sport wędkowy, we właściwem swem znaczeniu "sztuką", a nie li zabawką
się nazywa i nazywać powinno.
Gdyby łowiący chciał pokonać siłę siłą, to musiałby poświęcić swe
narzędzie a zarazem z niem postradać zdobycz; na tem jednak cała zależy sztuka, aby
rybę, broniącą się zaciekle i z szybkością strzały prującą fale, na śmierć
umęczyć i udusiwszy w jej własnym żywiole na brzeg wydobyć. Pokonanie
nastręczających się przy tej robocie trudności za pomocą rozważnego i do
każdorazowej sytuacyi zastosowanego prowadzenia ręki i wędziska, jest sztuką, nie czem
innem i w tem leży cały urok, jaki rybaka do wędki i wody przykuwa. Dodać należy, iż
miejsca, w których łowienie na wędkę najwięcej przedstawia widoków powodzenia, są
zwykle najbardziej malownicze. - U stóp poszarganej skały szumiący potok górski,
pełen progów, szypotów, wodospadów, głębin przejrzystych i wirów, to arena, na
której wędkarz zbiera owoce swego trudu i sztuki.
Pstrąg, lipień i łosoś stronią od wód, przerzynających leniwym biegiem
urodzajne, w skiby pokrajane równiny, gardzą rzekami pełnemi mułu i błota, one
rodziły się i giną w kraju ozonu, wśród malowniczych gór, owianych balsamicznem
powietrzem. Tam gdzie król naszych gór i borów - jeleń - chadza na swe doroczne
gody, tam i arystokracya rybiego rodu rozbiła swe namioty. Nie dziw więc, że to całe
otoczenie, to umysł i ciało w wysokim stopniu pobudzające zajęcie, oddziaływać
muszą na dusze myślącego człowieka i robią z niego zapamiętałego sportsmena, który
swej wędki nie zamieniłby na żadną inną zabawę a stanąwszy nad rzeką czuje się
tak szczęśliwym, jakim chyba za pacholęcych swych bywał czasów. Łowienie ryb
szlachetnych, mianowicie na sztuczną muchę, jest czemś wręcz przeciwnem, jak
bezmyślne wysiadywanie nad wodą gwoli połowu rybek i rybiąt na wędkę gruntową,
wymaga ono zdrowia, siły, ruchliwości, zmysłu łatwego oryentowania się: Łowiący na
muchę nie stoi ani chwili na miejscu, lecz w ciągłym jest ruchu, przebiega on i
przebiegać musi ogromne przestrzenie nadbrzeżne, jeżeli chce w ogóle cośkolwiek
ułowić; jeden lub dwa rzuty i dalej i dalej! Że ten ruch na wolnem świeżem powietrzu
na wątłe nawet organizmy tylko zbawiennie oddziałać może, to chyba nie ulega
wątpliwości, mianowicie, gdy się zważy, że łowi się o każdej porze, że człowiek
tem samem przyzwyczaić się musi do nagłych zmian atmosfery, że jego muszkuły nabrać
muszą hartu i sprężystości.
Kto źle sypia, kto jeść nie może, czyje nerwy popadły w pożałowania godny
stan rozstroju, kto skutkiem umysłowego przepracowania się do dalszej pracy czuje się
niezdolnym - niech idzie na ryby! a choć ich może nie wiele ułowi, wróci rzeźki i
wesół, głodny jak wilk, taki iż jeść gotów za czterech i spać snem sprawiedliwego,
by wstawszy rano poczuć nieprzepartą ochotę do odbycia nowej przechadzki kilkumilowej i
u jej celu z zapałem młodego studenta, chwycić za wędkę, by znów nie wiele lub nic
wcale nie złowić.
Do rybołowstwa zapalić się można w najkrótszym czasie, a pierwszy sukces jest
w stanie zrobić z każdego filistra zapamiętałego wędkarza.
Gdyby zresztą wędkarstwo nie przynosiło żadnego innego pożytku, mówi horroks,
nad ten, iż wywołuje ono w kołach ludzi wykształconych i wpływowych zainteresowanie
się sprawami rybactwa w ogóle, a tem samem działać musi w kierunku podźwignięcia i
poprawy dotychczasowych, opłakanych stosunków rybackich w kraju, to już ten jeden
wzgląd przemawiałby wymownie na jego korzyść i pozyskać mu winien licznych
zwolenników w sferach ludzi, którym dobro przyszłości kraju leży na sercu.
|