|   | 
      
      U nas ludzie łowią na linki m.in. SA, ale przeczytać mądre rzeczy, które na temat doboru linki napisał Lefty Kreh w 
 zależności od okoliczności... to już za dużo.
 
 Również, taką oczywistość podaje w filmie będącym recenzją wędki G. Loomis NRX+ #5 facet na kanale YT Trident Fly 
 Fishing, gdzie wprost mówi, że dla lepszego wyczucia jakiejkolwiek wędki fast (w tym również i tej recenzowanej), gdy 
 łowimy na bliższych dystansach należy taką wędkę "dociążyć" (czyli mówiąc wprost, dać nieco cięższą linkę). Konkretnie 
 autor tych filmów zawsze robi recenzje wędek zaczynając od dystansu 30' (9,14 m).
 
 Sam używałem jakiś czas szklanego Cabelas'a #5 z linką #7 i na bliskie odległości było to idealne rozwiązanie dla 
 dużych streamerów i średniej wielkości ryb.
 
 Flycasterzy to często instruktorzy, ale o czym zapominamy - również ludzie. Flycasting wytwarza pewne nawyki 
 (schodzenie z masą linek w dół, przy jednoczesnym wyrzucaniu linek z dużą prędkością). Ów nawyki przekładają się 
 również na codzienne wędkowanie flycasterów, którzy są po prostu przyzwyczajeni do lżejszych linek i krzewią taką oto 
 idee, że cięższe linki do mocy wędki to herezja tudzież wskaźnik nieogarnięcia rzutowego. Mają oni podświadomą 
 potrzebę rzucania daleko, a każdy kto ma inną potrzebę jest jakiś dziwny. A nie jest w tym nic dziwnego, myślę, że dla 
 90% wędkarzy cięższa linka o klasę to najlepszy wybór. Czy na większości naszych rzek większość ryb nie pada na 
 dystansie 30 stóp? Wiele ryb łowimy na pół głowicy, bardzo blisko... więc? Można lepiej, można wygodniej, a można też 
 olać stożki przednie, masy i wyważenie i po prostu krzewić ignorancję w środowisku wędkarzy muchowych. Co kto lubi.
 
 Pozdrawiam serdecznie
 Krzysiek							 
			 |