|
"Witam.
Klejonka to kwintesencja wędkarstwa muchowego. To najbliższy kontakt z naturą, etyka w
pełnym tego słowa znaczeniu, kultura słowa nad wodą i szacunek do przyrody. Czyste i
pełne życia rzeki".
Czyste i pełne życia rzeki to tylko nasze pragnienie. To chcielibyśmy mieć, ale tak nie jest i nie zależy to
wyłącznie od nas, muszkarzy. Nieważne czy łowiących "powoli", degustując się obcowaniem z przyrodą, jak
również tych którzy w rękach maja najnowsze "narzędzia" do szybkosciowego połowu związanego z pasją jaką
są zawody. Każdy z nich zrobiłby wiele dla swoich wód, gdyby ich istnienie było uzależnione w znacznym
stopniu od nich samych.
Patrząc na piękną pustą rzeczkę przy której na ławeczce siedzi (-sz) muszkarz zastanawiam się kiedy to były
takie czasy gdy na wodzie było pusto, człowiek miał czas siąść i zastanowić się gdzie i po jaką rybę wejść do
wody. Czekało się na zbiórki, na najgrubsze oczka i podchodziło się bez latania i pośpiechu żeby to "grube
oczko zdjąć". Tęsknię do nich widząc że ówcześnie masz "wykupiony" (wejściówka) i wyliczony czas, gdzie nie
tylko rozum ale i środowisko wędkarzy nie pozwalają pójść nad małą pstragową rzeczkę, usiąść nad nią,
popatrzeć i się zastanowić jednocześnie odpoczywając. Rozum analizuje i podpowiada, jedź na dużą wodę w
której są grube ryby, nie trać wejściówki i ciężko wyrwanej krótkiej chwili w zaganianym życiu na jakiś mały
strumień gdzie jedynie podrostki mogą zawisnąć na kiju. Podrostki, którymi nawet nie będziesz się mógł
nacieszyć opowiadając o swoim oderwaniu od "komercji" , gdyż czeka cię ostra krytyka.
Czyż właśnie owe obostrzenia nie zmuszają nas do przeliczania co nam się bardziej opłaca? Czy krytyka,
wpisy na muchowych forach i karcące spojrzenia wiedzących i mogących więcej nie powodują tego że idziemy
tam gdzie tłok? W miejsca gdzie nie można sobie usiąść na brzegu i popatrzeć, poczekać na "oczka",
wypatrzeć rybę na która mamy ochotę zapolować? W miejsca gdzie jeżeli nie wejdziesz pierwszy to później
nie ma po co po kimś (tłumie) poprawiać? Czas w którym usiądziesz ucieka podobnie jak wyliczone
wejściówki, licznik pędzi, dzień, świt, wieczór jest zbyt krótki. Czy nie lepiej byłoby jak dawniej pójść i usiąść
nad wodę na godzinkę, dwie? Czy lepiej jak ówcześnie "orać" setki metrów, kilometry wody, od świtu do
zmierzchu bo "dzisiaj wyrwałem się i mogę"? Wiemy że nie tylko dzisiaj ale i zazwyczaj zawsze "nie mogę" a
"muszę bo ....". Marzenia.
Wiem że regulowanie presji na obleganych wodach jest wymogiem aby wody nie zostały zadeptane, ale czy
ograniczając ją na wszystkich wodach pstaga i lipienia nie powodujemy zagęszczenia w miejscach w których i
tak jest za dużo wędkarzy.? Tak wg mnie właśnie niestety jest.
Chciałbym mieć znowu wolny wybór aby pojechać sobie na wybraną rzeczkę, usiąść (jak na twojej fotce) i
popatrzeć na życie korzystając z piękna otaczającej przyrody. W moich okolicach jest ich dużo, są puste,
czekają nie tylko na takich z "trawą" w ręku, pływają w nich nawet rybki. Wszyscy jednak wolą przeciążony
San.
Pzdr.
|